autorka: Elżbieta Olak-Posacka

Poszukując czegoś wyjątkowego, czegoś, co wykracza poza codzienność i pozostawi trwały ślad, zastanawiałam się nad programem zajęć na listopadowy tydzień, kiedy w naszej szkole mieliśmy gościć uczniów z Francji. Integracyjne zajęcia, zwiedzanie Opola, debaty w grupach, prezentacje – wszystko to w porządku, ale nadal brakowało mi czegoś rzeczywistego, co zapadłoby w pamięć na lata i wywołałoby uśmiech na twarzy. Wtedy wpadłam na pomysł skorzystania z naszego Opolskiego Instytutu Sztuki, który już wcześniej współpracował z naszą szkołą w ramach programu Comenius. To był strzał w dziesiątkę!

Jednakże, czy to na pewno zadziała? Jak mam w krótkim czasie (tylko 2 godziny lekcyjne) wyjaśnić mieszanej grupie uczniów, co będziemy robić? Naszym celem było zaprojektowanie wzoru na koszulkę, a następnie wykonanie jej własnoręcznie techniką sitodruku. Brzmi zachęcająco, ale niestety, nasz program nauczania nie przewiduje czasu na działalność artystyczną. Młodzieży brakuje czasu na eksperymentowanie w takich dziedzinach, dlatego nie wiedzą, jak się za to zabrać. Rysunek na koszulce może wydawać się prosty, ale okazuje się, że nie do końca. Konieczne było więc opowiadanie sobie o różnych symbolach Polski i Francji, z zakresu architektury, sztuki, muzyki, charakterystycznych potrawach czy napojach. Potem musieliśmy zdecydować, co najbardziej interesuje naszą grupę, co jest najbardziej charakterystyczne, i dopiero wtedy zaczęła się twórcza praca: wymyślanie i tworzenie rysunku. Dodatkowo, to było świetne ćwiczenie z języka angielskiego.

Obserwowałam, jak niektóre próby rysunkowe kończą się na podłodze. Początkowo myślałam, że nie uda się. Niektórzy uczniowie twierdzili, że nie potrafią rysować, że to nie dla nich, a niektórzy byli zdezorientowani, co właściwie robimy, projektując koszulki. Pomimo trudności, przemieszczałam się między grupami, starałam się pomóc, aż w końcu rozdałam karty, na których mieliśmy wypracować ostateczną wersję. W środę udaliśmy się do Instytutu z pierwszą grupą.

Budynek był z czerwonej cegły, pięknie odnowiony, a w środku unosił się zapach farb i czegoś jeszcze. Już na korytarzu stali rzeźby wykonane z różnych materiałów. Pochylona postać siedząca na krześle, stół wchodzący w ścianę pod dziwnym kątem, kolorowy koń jak ze snu. Nasi licealiści mają codziennie styczność ze sztuką współczesną, więc chętnie brali udział w zwiedzaniu Instytutu. Pod przewodnictwem wykładowców oglądaliśmy pracownie rzeźby, malarstwa, rysunku, fotografii, multimediów… wszędzie panowała cisza i skupienie, studenci pracowali nad swoimi dziełami, a na każdej ścianie można było zobaczyć coś interesującego. Pan Michał Krawiec zaprosił nas do swojej pracowni i rozdał uczniom fartuchy. Zaczęliśmy tłumaczyć, na czym polega technika sitodruku. Patrzyłam na nich: słuchali, oglądali. Być może się uda, pomyślałam. Dla niektórych była to pierwsza styczność z twórczą pracą. Wreszcie zaczęliśmy odbijać wzór. Każdy uczeń sam, próbował, i widziałam, że sprawia im to przyjemność. Teraz zobaczyli, że wszystkie dyskusje przy projektowaniu miały sens, a teraz wszystko nabierało realnego kształtu. Wydaje mi się, że w ich głowach rodzą się kolejne pomysły, że teraz wiedzą, jak to zrobić lepiej; myślę również, że niektórzy uwierzyli we własne siły także w tej nowej dziedzinie. Wróciliśmy do szkoły z koszulkami, materialnym dowodem naszej pracy.

W kolejnych dniach odbywały się warsztaty z udziałem kolejnych grup. Podziwiałam coraz bardziej interesujące projekty, coraz śmielszy dobór kolorów. Ostatniego dnia, wracając z warsztatów, czułam, że i w mojej głowie rodzą się nowe pomysły, zainspirowane oderwaniem się od codzienności i próbą sił w czymś zupełnie nowym. Kiedy wszyscy ubieraliśmy nasze własnoręcznie wykonane koszulki na zakończenie tego tygodnia, ponad 60 sztuk, różne, ale łączone tą samą ideą, wiedziałam, że ślad pozostanie – w postaci pamiątki, ale także jako inspiracja na przyszłość.